Na samym początku Ery Nowożytnej, gdy furtianie musieli się bronić przed największą i najpodlejszą ofensywą katociemnoty, furtian Wacław znalazł w swym komputerze trojana.
- A to wredne katole - zakrzyknął! - Już do tak nikczemnych sztuczek się posuwają! Przysłali mi szpiegowskiego wirusa, napisanego pewnie przez Opus Dei, żeby mnie namierzyć i zlinczować! Nazajutrz opowiedział o wszystkim w swym płomiennym ulicznym kazaniu. - Tak, zlinczujcie mnie! Zlinczujcie! Na co czekacie?! - krzyczał do grupki gapiów. - To zaszczyt umrzeć za Pentalog! Tchórzliwa gawiedź nie zrobiła jednak ani kroku, by zlinczować Wacława, za to wystąpił na czoło tłumku miejscowy mędrek i rzekł:
- Skąd wiesz, Wacławie, że to był trojan katolicki?
- Jak to skąd? A komu mogłoby zależeć na zniszczeniu mojego komputera i mnie, na zniszczeniu Pentalogu, jeśli nie katolikom? - zdumiał się Wacław głupotą zadanego pytania.
- Ale przecież każdy z nas znajduje czasem na komputerze trojany... - odparł mędrek.
- To już wasz problem! - odrzekł Wacław. - Jeśli się zgadzacie, żeby po waszych komputerach włóczyły się trojany...
- A gdyby tak trafił cię teraz piorun - dywagował dalej mędrek - to byłby to piorun zwykły czy katolicki?...
Wacław zasępił się chwilę, po czym rychło odzyskał rezon i wykrzyknął:
- A co mnie to obchodzi?! Idźże się pomodlić, katolski śmieciu, to może cię twój Pan Bóg oświeci i przestaniesz zadawać głupie pytania! Błachachacha! - zaryczał triumfalnie. A śmiech ten był puentą kolejnego doniosłego zwycięstwa furtian nad katofilozoficznymi kauzyperdami.
czwartek, 16 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz